Tego, co było wcześniej nie chce mnie się opisywać.
Godzina 2.50 nad ranem. Raczej środek nocy. Budzi mnie
potworny skurcz lewej łydki. Kiedy ból ustępuje, dociera do mnie głośny hałas
spod skrzyżowania. Dobiega z samochodu, który zatrzymał się na światłach. Tutaj
światła zmieniają się przez całą dobę. Znakomicie utrudnia to spokojną noc. Spoglądam na zegarek 2.55. Do 6 pozwolili mi
jeszcze trochę pospać. Ból łydki ustąpił wieczorem.
Przed szóstą wstałem, przygotowałem sobie śniadanie
składające się z jajecznicy. Jedno jajko, mała cebula, mój chleb razowy,
zielona herbata z goździkiem. Włączyłem radio i słuchając serwisu
informacyjnego zabrałem się za śniadanie. W kuchni często jadam na parapecie. Oglądając
świat zewnętrzny i kawałek ogródka. Oraz to, co dzieje się na zewnątrz. Wtedy
pojawił się Przeszkadzasz-Obrzydzacz. Osobnik w jasnozielonej czapeczce, aby
być widocznym z daleka. Nie po raz pierwszy. Za pierwszym razem zachowywał się w
sposób niepokojący. To zbliżał się to
oddalał od mieszkania. Równocześnie pijąc piwo. Dzisiaj stanął w pobliżu żywopłotu, ale na
linii wzroku. Nie przejmując się tym osobnikiem jadłem w sposób widoczny
smakowitą jajecznicę. Osobnik w końcu zapalił papierosa i pokazał mi swoje plecy.
Niewątpliwie skonfundowany widokiem mnie jedzącego śniadanie. Sięgnął za pazuchę
i zaczął pić coś, co kojarzyło się z piersiówka. Poszedł sobie. Nie udało im
się zepsuć mi śniadania.
Atak odparłem siłą spokoju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz