piątek, 19 kwietnia 2019

Była policja przed północą. Nie otworzyłem.

Wczoraj przed północą obudził mnie dzwonek. Byłem tak zaskoczony i zmęczony, że wstałem dopiero po drugim natarczywym dzwonku. Przez okienko zobaczyłem łysą głową. Przez drzwi zapytałem:
-O, co chodzi?
-Policja! Wywołał pan pożar w ogródku sąsiadów! Proszę otworzyć drzwi. – Łysa głowa. Niewiele światła dochodziło.
Wtedy przypomniałem sobie pobicie z 2017 w mieszkaniu. Nie otworzyłem.
-Nie otworzę. Niczego nie podpalałem.
-Otworzy pan czy nie? –Łysa głowa.
-Nie otworzę. Spałem. Jak mogłem coś podpalić? – I poszedłem do kuchni zrobić sobie herbatę.
Patrol nic nie zrobił i wrócił do komisariatu. Kiedy zrobiłem herbatę wyjrzałem przez okno. W ogródku sąsiedzi, młodzi ludzie oglądali coś. Oczywiście nie było żadnego pożaru. Straży pożarnej też nie było. Czy chcieli mnie zgwałcić na dołku? Rano zobaczyłem bałagan w ogródku. Ani śladu pożaru. Moje życie nie jest prostą linią. 29 Kwietnia mam sprawę w sądzie. Być może dożyję. Zbieram pokrzywę, wypożyczę jakąś książkę i jakoś przetrwam święta. Chyba.

W Polsce trwają do poniedziałku. Następna wiadomość we wtorek. Prawdopodobnie. Mam 56 lat, długi i żadnej szansy na jakąkolwiek emeryturę. Całą nadzieję pokładałem w swojej inteligencji, a tą przestępcy z policji codziennym dręczeniem niemal mi zrujnowali. 

Był wypadek przy Klecińskiej, kiedy wracałem z pokrzywą. Rowerzysta. Sporo krwi. Policja i karetka pogotowia. A może to pozorowany wypadek? W lesie też widziałem krew.


A może to wszystko to część inwigilacji, patrz mój wniosekdo sądu. Ksero o pobiciu nie znalazłem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz