Wczoraj przed północą obudził mnie dzwonek. Byłem tak
zaskoczony i zmęczony, że wstałem dopiero po drugim natarczywym dzwonku. Przez okienko
zobaczyłem łysą głową. Przez drzwi zapytałem:
-O, co chodzi?
-Policja! Wywołał pan pożar w ogródku sąsiadów! Proszę
otworzyć drzwi. – Łysa głowa. Niewiele światła dochodziło.
Wtedy przypomniałem sobie pobicie z 2017 w mieszkaniu. Nie
otworzyłem.
-Nie otworzę. Niczego nie podpalałem.
-Otworzy pan czy nie? –Łysa głowa.
-Nie otworzę. Spałem. Jak mogłem coś podpalić? – I poszedłem
do kuchni zrobić sobie herbatę.
Patrol nic nie zrobił i wrócił do komisariatu. Kiedy
zrobiłem herbatę wyjrzałem przez okno. W ogródku sąsiedzi, młodzi ludzie
oglądali coś. Oczywiście nie było żadnego pożaru. Straży pożarnej też nie było.
Czy chcieli mnie zgwałcić na dołku? Rano zobaczyłem bałagan w ogródku. Ani śladu
pożaru. Moje życie nie jest prostą linią. 29 Kwietnia mam sprawę w sądzie. Być może
dożyję. Zbieram pokrzywę, wypożyczę jakąś książkę i jakoś przetrwam święta.
Chyba.
W Polsce trwają do poniedziałku. Następna wiadomość we
wtorek. Prawdopodobnie. Mam 56 lat, długi i żadnej szansy na jakąkolwiek
emeryturę. Całą nadzieję pokładałem w swojej inteligencji, a tą przestępcy z
policji codziennym dręczeniem niemal mi zrujnowali.
Był wypadek przy Klecińskiej, kiedy wracałem z pokrzywą.
Rowerzysta. Sporo krwi. Policja i karetka pogotowia. A może to pozorowany
wypadek? W lesie też widziałem krew.
A może to wszystko to część inwigilacji, patrz mój wniosekdo sądu. Ksero o pobiciu nie znalazłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz